29 sierpnia 2014

Owsianka z łyżką wszystkiego

Ostatni tydzień był dla mnie szczytem intensywnej pracy. Pracy bardzo satysfakcjonujące i twórczej, tyle, że po takim tygodniu czuję się wyprana z pomysłów, słów i sił. Czasem nie chce mi się nawet zbudować zdania złożonego, że nie wspomnę o zdaniu wielokrotnie złożonym. 


Brakuje mi pracy nad blogiem i codziennie zarzucam sobie, że przedkładam sen nad pisanie nowych postów ale czuję, że zanim wrócę tu na dobre, muszę zamknąć pewien rozdział. 

W ramach regeneracji sił wrzuciłam dziś do porannej owsianki wszystko co wpadło mi w ręce, tak więc energii powinno starczyć mi co najmniej do jutra. Spróbujcie jej koniecznie, taka bomba energetyczna przyda się w walce z pierwszymi oznakami jesiennego lenistwa. Osobiście planuję jeść taką owsiankę dosyć często. Po za tym, że zapewnia solidny zastrzyk energii jest bardzo, ale to baaardzo smaczna. Zresztą spróbujcie sami. 



OWSIANKA WIELOZIARNISTA
4 małe porcje

2 szklanki wody
3 łyżki kaszy jaglanej
3 łyżki kaszy owsianej
3 łyżki niepalonej kaszy gryczanej
3 łyżki amarantusa
3 łyżki komosy ryżowej
2 łyżki maku
2 kapsułki kardamonu
1 łyżeczka mielonego cynamonu
1 osnówka gałki muszkatołowej (możesz zastąpić szczyptą startej gałki)
1 łyżka miodu
5 pokrojonych w paski, suszonych moreli
mleko

Kasze przepłucz i zalej wodą. Dodaj sól i przyprawy i gotuj 20-30 minut na wolnym ogniu. Woda częściowo odparuje a częściowo wchłoną ją ziarna. Na końcu wlej tak dużo mleka, żeby uzyskać ulubioną konsystencję owsianki. Wrzuć morele i podgrzej. Podawaj od razu.

19 sierpnia 2014

Pocztówka


Kiedy rano wstaję, rama okna zamyka w sobie jak obraz, ukochaną panoramę Tatr, od Giewontu po Kozi Wierch. 
W południe chmury schodzą niżej, zawisają na Przełęczy Między Kopami, powoli otulając szlak prowadzący na Halę Gąsienicową przez Boczań. Nie sposób już dojrzeć rozchwianych wagoników kolejki na Kasprowy. Chmurom opiera się jedynie bliski Nosal. 
Na próżno wyglądam słońca, zapiekając morele pod jaglaną kruszonką. 
Może jutro będzie pogodniej. Wyruszymy na szlak.

8 sierpnia 2014

Zamiast owsianki. Nocna gryczanka.

Do pomysłu zjedzenia kaszy gryczanej na surowo przymierzałam się od dłuższego czasu. Najpierw przeczytałam przepis, który zalecał surowe ziarna kaszy dodać do płatków owsianych, a następnie uprażyć je jak granolę. O ile sam pomysł prażenia surowych ziaren wydał mi się dosyć rozsądny, o tyle już kolejna receptura, by te same surowe ziarna zalać wodą i zmiksować wydała mi się już nad wyraz ekstrawagancka. Jak to jednak zwykle u mnie bywa ze zbyt ekstrawaganckimi recepturami, nigdy ale to nigdy nie udaje mi się przejść obok nich obojętnie. Zawsze zostawiają ślad w mojej pamięci, tak długo przypominając mi o sobie, że w końcu nie pozostaje mi nic innego jak zaaplikować sobie szczyptę tejże kiełkującej ekstrawagancji. 


Pewnego wieczora wyjęłam więc ze słoika kaszę gryczaną niepaloną, bez entuzjazmu zalałam ją ciepłą wodą z łyżką białego octu winnego i poszłam spać. Następnego poranka z powątpiewaniem w oczach przepłukałam zalane ziarna, przełożyłam do blendera, dolałam mleka kokosowego, trochę ekstraktu z wanilii, wrzuciłam brzoskwinię oraz garść malin i zmiksowałam wszystko na gęsty krem. Spróbowałam i przepadłam! Od tego czasu nocną gryczankę przygotowuję regularnie, eksperymentując z nią na tysiąc i jeden sposób. 


Nocna gryczanka z brzoskwiniami i malinami
4 małe porcje

100 g niepalonej kaszy gryczanej
1 łyżka białego octu winnego
1 szklanka mleka kokosowego
1 łyżka ekstraktu z wanilii (TU znajdziesz przepis na domowy ekstrakt)
1 duża brzoskwinia
1/2 szklanki malin + mrożone maliny do podania
1 łyżka miodu (opcjonalnie)

Kaszę zalać ciepłą wodą z octem i odstawić na noc. Następnego dnia dokładnie przepłukać i zmiksować z pozostałymi składnikami na gładki krem. Podawać z mrożonymi malinami.

6 sierpnia 2014

Prosta sałata z brzoskwinią i fenkułem


Ilekroć wychodzę na plac po główkę kalafiora, wracam obładowana pomidorami, brzoskwiniami, malinami, śliwkami, a ostatnio dorwałam nawet pierwsze hokkaido! Na całe szczęście mam dużo pracy i nie mogę sobie pozwolić poświęcanie spacerom po "Stawach" zbyt wiele cennego czasu. Plac staram się więc omijać z daleka, ale kiedy mieszka się tuż za rogiem, nie jest to proste. Szczególnie, kiedy zaprzyjaźniony Pan z sezonowego stoiska uśmiecha się przyjaźnie, szybko bowiem rozszyfrował moją słabość do pomidorów odmiany Bawole Serce, do najmniejszych cukinii, do miękkich moreli i soczystych brzoskwiń. Zakupów nigdy nie żałuję, marynuję morele, zapiekam pomidory, chrupię cukinie, a brzoskwinie wrzucam do prostej sałatki z fenkułem i ulubionymi oliwkami kalamata. 



Sałatka z brzoskwiń i fenkułu z bazyliowym pesto
2 porcje

2 małe brzoskwinie
1 bulwa fenkułu
garść listków bazylii
1 łyżka czarnych oliwek bez pestek (użyłam greckich oliwek kalamata)
1 łyżka klasycznego pesto genovese (wykorzystałam, gotowe, świeże pesto z Lidla)
2 łyżki oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia
płatki parmezanu

Brzoskwinie i fenkuł pokroić na cienkie plasterki, rozłożyć na talerzu i skropić oliwą wymieszaną z pesto. Posypać połówkami oliwek, listkami bazylii i płatkami parmezanu. Doprawić świeżo zmielonym, czarnym pieprzem.

Smacznego!

3 sierpnia 2014

Mozzarella marynowana z ziołami


Mój miejski ogród jest coraz bujniejszy. Cynamonowa bazylia kwitnie jak szalona, oregano też zaczyna kusić blado fioletowymi kwiatami, szałwia rośnie w oczach, trzy odmiany mięty rozpychają się nawzajem w jednej donicy, estragon mimo upałów pręży zielone listki, a cząber nadzwyczaj dobrze sobie radzi, po tym jak M, pod moją nieobecność, zasuszył go prawie na wiór. Na szczęście część upraw przejęła na ten czas zaprzyjaźniona Dobra Dusza (Dziękuję Reniu!), pod której fachowym okiem hodowla z ziarenek przerodziła się w mój dzisiejszy ziołowy zakątek. Gdy pod koniec kwietnia wysiewałyśmy nasionka nawet nie marzyłam, że na balkonie będę mieć takie cuda!


Świeże zioła w kuchni to bezcenny skarb! A takie samodzielnie wyhodowane, wygrzane na słońcu i podlane deszczówką smakują wyjątkowo. Latem dodaję je do wszystkiego więc tym bardziej doceniam komfort posiadania ich pod ręką. Dzisiaj, na przykład, w ziołowej oliwie zamarynowałam mozzarellę z mleka bawolego. Słoik z porwanym serem, mnóstwem świeżych ziół, rozgniecionym ząbkiem czosnku zalałam dobrą oliwą z oliwek. Czasem wcześniej skrapiam mozzarellę kremem balsamicznym. Tak zamarynowany ser przechowuję w lodówce do dwóch tygodni, a przed skonsumowaniem zawsze wyjmuję go z lodówki, by nabrał temperatury otoczenia. Wtedy smakuje mi najbardziej. Do czego wykorzystuję marynowaną mozzarellę? Możliwości są nieograniczone, można rozłożyć ją na grzankach z pomidorami, dodać do szybkiego, letniego makaronu z cukinią, zapiec na pizzy albo po prostu połączyć z pomidorami w mniej tradycyjnej interpretacji sałatki caprese.

2 sierpnia 2014

Tortilla z długo pieczonym indykiem, buraczkami i guacamole

Przygotowując słynny pulled pork do ostatniej zupy, przypomniałam sobie, że metoda okrutnie długiego pieczenia mięsa nie jest mi obca. Pamięcią wróciłam do czasów, kiedy to ostatnia strona tygodnika WPROST, a nie Newsweeka, przyciągała moją uwagę felietonem Magdy Gessler. Co ciekawsze felietony mam poskładane w pudełku z przepisami, potrafiłam bowiem zakupić ten poczytny tygodnik głownie przez wzgląd na felieton Pani Magdy, co czynię i dzisiaj, tyle, że z innym równie poczytnym tygodnikiem. 


Wśród zebranych i misternie złożonych tekstów, znajduje się felieton poświęcony cielęcinie. Właśnie to on przypomniał mi się ostatnio, gdy przez cały dzień, w domu unosił się zapach długo pieczonej wieprzowej łopatki. Bohaterka felietonu, czyli cielęcina, którą autorka zalecała piec długo i powoli, w niskiej temperaturze, przyrządzona według receptury wyszła idealna, cudownie miękka i soczysta zarazem. Idąc za ciosem upiekłam w ten sposób indyczą pierś. Wprowadziłam tylko kilka modyfikacji, piekąc indyka pod przykryciem, by nie odparował nadmiar soków, a potem po podzieleniu mięsa na włókna, pozwoliłam im przesiąknąć własnym sosem. Mięso wyszło bardzo dobre, bardzo aromatyczne i delikatne. Można je podać z ziemniaczanym puree i świeżą, chrupiącą sałatą, wykorzystać w kanapkach lub zawinąć w tortille. Albo dodać do szybkiej sałatki.


Tortilla z długo pieczonym indykiem, buraczkami i guacamole

Długo pieczony indyk:

500 g piersi z indyka
3 łyżki masła
3 łyżki konfitury z żurawiny
sól i świeżo mielony pieprz do smaku
1 łyżka ziaren kolendry, utłuczonych w moździerzu

Masło rozetrzeć z konfiturą i przyprawami. Mieszanką natrzeć mięso i odstawić do lodówki na kilka godzin do zamarynowania.
Piec pod przykryciem w temperaturze 100ºC przez około 5 godzin. W tym czasie z mięsa wypłyną soki. Po upieczeniu mięso podzielić na włókna i pozwolić im wchłonąć powstały sos. 

Guacamole:

dojrzałe awokado
pół ząbka czosnku, drobno posiekany i roztarty końcówką noża
1 papryczka chili, posiekana
pół pęczka kolendry, posiekanej
sok z 1/ 2 limonki
sól

Awokado rozgnieść widelcem i wymieszać z resztą składników.

Tortille:

tortille pełnoziarniste
długo pieczony indyk
guacamole
upieczone buraki, pokrojone w plastry
kiełki (użyłam kiełków rzodkiewki

Tortille podgrzać na patelni, ułożyć na nić ciepłe plastry pieczonego buraka i ciepłe mięso, chwilę podgrzewać. Na końcu wyłożyć pastę guacamole oraz kiełki i łożyć tortille na pół.