24 lipca 2015

Czas na jagnięcinę!

Kiedy byłam bardzo mała, za domem moich dziadków, u których wtedy mieszkaliśmy, zawsze pasło się niewielkie stado owiec. Podobnie było u ciotki za miedzą i u sąsiadów. Głównym celem hodowli puchatych zwierzątek była pozyskiwana z ich futer wełna, bo mięso, było niejako produktem ubocznym. Jako wszystkożerne dziecko uwielbiałam baraninę i dziwiłam się mojemu młodszemu rodzeństwu krzywiącemu się nad kawałkiem baraniej pieczeni. Zasadniczo w domu baraninę jadłam tylko ja i dziadek. Niedługo potem wełna tak staniała, że hodowanie owiec stało się nieopłacalne, białe puchate zwierzątka zniknęły z dziadkowej zagrody, a owce widywałam jedynie w bacówkach, chowane dla celów mleczarskich. Wiadomo, Podhale oscypkami stoi. Oscypka zjem chętnie, od czasu do czasu, wszak jestem lokalną patriotką ale to, na co mam zazwyczaj większą ochotę jest zdecydowanie trudniejsze do zdobycia. Jagnięcinę mam na myśli.

Jagnięcinę uwielbiam. To zdecydowanie moje ulubione mięso. Jest wszechstronne, smaczne i delikatne. Na wyjątkowe okazje przygotowuję jagnięcinę serwując w jednym daniu trzy rodzaje mięsa, każdy przyrządzony na inny sposób, tak, jak podano nam ją w Restaurant Gordon Ramsay. Często sięgam też po przepisy kuchni Bliskiego Wschodu, gdzie jagnięcinie niemal zawsze towarzyszą intensywne przyprawy, mięta i jogurt.  Fantastycznie smakuje jagnięcina we Włoszech, w Grecji i na Bałkanach, a podczas ostatniej podróży przez Amerykę Południową zauważyłam, że w Argentynie czy Urugwaju jagnięcina "asado" (czyli z grila) jest prawie tak samo popularna jak wołowina, koniecznie podana z ziołowym chimichurri.

Kiedy pierwszy raz po latach postanowiłam przygotować jagnięcinę dla swoich gości na drodze do realizacji celu napotkałam podstawową trudność: nie miałam pojęcia, gdzie zakupić świeże mięso. Żeby kupić łopatkę czy udziec zjeździłam pół Krakowa, a zakupienie kotlecików z kostką graniczyło z cudem. Teraz, co prawda mam już swoje miejsca i jeżeli odpowiednio wcześnie zaanonsuję potrzebę dostanę nawet gicz z kością, polędwiczkę czy comber ale pierwsze poszukiwania były niezłym wyzwaniem. Z dużym zainteresowaniem podeszłam więc do zaproszenia Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej, na kolację, będącą jednocześnie zapowiedzią wejścia na polski rynek jagnięciny z Wielkiej Brytanii. Mięso ma pojawić się w popularnych dyskontach i sieciach marketów, co mam nadzieję, zdecydowanie wpłynie na popularyzację jagnięciny na polskich stołach.

FiGB2

Podczas spotkania zapoznaliśmy się z historią hodowli owiec na wyspach brytyjskich, dowiedzieliśmy się z czego bierze się wyjątkowa jakość mięsa (bierze się z wiecznie zielonych pastwisk oczywiście), a co istotniejsze brytyjskiej jagnięciny mieliśmy okazję spróbować. Menu kolacji opracował szef Karol Okrasa, a głównym składnikiem każdego dania (z wyjątkiem deseru ;-p) była rzecz jasna jagnięcina.

FiGB4

Na początek spróbowaliśmy rozpływającego się w ustach, delikatnego mostka jagnięcego, duszonego z trawą żubrową i podanego z zaskakującą kiszoną kapustą, doprawioną curry. Kolejne danie, czyli carpaccio jagnięce z aromatem trufli, świeżą sałatką z bobu, kurek i bakłażana, było moim osobistym osobisty faworytem, równolegle z pieczonym, różowym combrem podanym z sosem, w którym subtelnie wyczuwalna była nutka kafiru i przepysznym pierożkiem wypełnionym delikatną golonką jagnięcą. Ponadto zaserwowano nam duszoną jagnięcą karkówkę podaną z topinamburem i powidłami, która także nie ustępowała w niczym pozostałym daniom.

FiGB5

FiGB6

FiGB

Z degustacji wyszłam z mnóstwem pomysłów na domowe eksperymenty oraz ogromnym apetytem na jagnięcinę. A jeśli planując grilowanie nabierze Was ochota na soczyste kotleciki, mój przepis na ich przyżądzenie znajdziecie w sierpniowym numerze magazynu PANI.
Wszystkie zdjęcia z wyjątkiem ostatniego pochodzą ze strony: http://binaria.pl/EBLEX gdzie możecie dowiedzieć się więcej o brytyjskiej jagnięcinie.

jagniecina