29 października 2014

Tajskie curry z kurczakiem, dynią, kalafiorem i groszkiem

Właśnie dziś jest ten dzień, w którym na widok straganu z pięknymi dyniami, moich ulubionych odmian resztka zdrowego rozsądku wyparowała z mojej głowy zanim zdążyłam zareagować. Kupiłam tyle dyń, że M po wejściu do garażu może tego nie przeżyć... Staram się, by tak jak ja zapałał bezinteresowną miłością do tego warzywa i choć osiągam bardzo dobre rezultaty w tej materii jeśli chodzi o potrawy z wykorzystaniem dyń, to w kwestii ich kupowania w hurtowych ilościach nie zyskałam jeszcze aprobaty. Toteż dziś, żeby ułaskawić M i złagodzić wstrząs jaki z pewnością czeka na niego w garażu, przygotowałam pyszne, rozgrzewające, tajskie curry z kalafiorem, zielonym groszkiem no i z dynią, oczywiście :)


Tajskie curry z kurczakiem, kalafiorem, groszkiem i dynią
4 porcje

2 pojedyncze piersi z kurczaka
4 łyżki zielonej pasty curry (możesz kupić gotową pastę lub zrobić ją samodzielnie według TEGO przepisu)
1 mała cebula
2 ząbki czosnku
2 łodygi trawy cytrynowej
4 listki kafiru
2 cm korzeń imbiru
1/2 główki kalafiora podzielonej na różyczki Użyłam fioletowej odmiany)
1 szklanka zielonego groszku (użyłam mrożonego)
1/2 średniej dyni piżmowej, pokrojonej w kostkę
1 1/2 puszki mleka kokosowego
olej kokosowy lub inny olej do smażenia
sól
świeża kolendra oraz dziki albo jaśminowy ryż do podania

Kurczaka pokrój w paseczki i natrzyj pastą curry, odstaw do zamarynowania na kilka godzin (albo na całą noc).

Kurczaka wyjmij z lodówki, by nabrał temperatury otoczenia. Mięso obsmaż szybko na rozgrzanym oleju. Odstaw.

W woku lub szerokim rondlu rozgrzej 2 łyżki oleju i podsmaż na nim posiekaną cebulkę, zmiażdżoną trzonkiem noża trawę cytrynową i kafir. Po chwili dodaj starty imbir i czosnek i smaż razem kilka minut pilnując, by warzywa się nie zrumieniły. Dodaj kalafior i smaż jeszcze chwilę po czym wlej mleko kokosowe, dodaj obsmażone mięso, dopraw sos solą i gotuj pod przykryciem około 10 minut. Następnie wrzuć pokrojoną w kostkę dynię i gotuj wszystko kolejne 10 minut. Na koniec wrzuć groszek (świeży lub mrożony) i gotuj jeszcze 3-5 minut. 

Curry podawaj gorące z listkami świeżej kolendry i ryżem. Tradycyjnie Tajowie używają do curry ryżu jaśminowego ale polecam spróbować też dzikiego ryżu, który sprawdza się równie dobrze.

Smacznego!


28 października 2014

Pasztet z dyni i soczewicy


W oczekiwaniu na Festiwal Dyni nagotowałam tyle dyniowych przysmaków, że teraz nie wiem czy zdążę z publikacją postów :) Czym prędzej nadrabiam dwudniowe zaległości i z przyjemnością informuję, że przyszła kolej na dyniowy pasztet! Pierwszy taki pasztet upiekłam dla Magdy na Stragan, gdzie ponoć cieszył się wielkim zainteresowaniem, ku mojej uciesze. Nie ma przecież większej nagrody dla gotującego niż wyjedzony każdy okruszek z przygotowanej potrawy! A, że przy masowej produkcji pasztetów warzywnych poczyniłam morderstwo na piekarniku, na którego naprawę z żalem wciąż czekam, trudno. Najważniejsze, że pasztety sprzedały się w mgnieniu oka :)


Pasztet z soczewicy i dyni z chili i imbirem

1 szklanka ugotowanej, czerwonej soczewicy
2 szklanki dyni, startej na tarce o grubych oczkach
1 cebula
1 papryczka chili
2 cm korzeń imbiru
2 łyżeczki indyjskiego curry
4 łyżki masła lub oliwy
3 jajka
sól

Na maśle lub oliwie zeszklij posiekane drobno cebulę i chili. Dodaj imbir i dynię i smaż na wolnym ogniu aż dynia zmięknie. Dopraw warzywa solą i curry i wymieszaj z soczewicą. Gdy warzywa lekko przestygną, wmieszaj łyżką jajka i powstałą masę (będzie miała dosyć rzadką konsystencję) przelej do keksówki wysmarowanej masłem i obsypanej bułka tartą (jeśli chcesz, by pasztet był bezglutenowy, formę obsyp mąką ryżową lub inną bezglutenową). Piecz 30 minut w piekarniku rozgrzanym do 180ºC.


26 października 2014

Jaglany koktajl na zdrowie (i dla przyjemności)


Na niedzielne poranki w naszym domu zazwyczaj wybieram coś rozpieszczającego zmysły. Czasem jednak po intensywnym, weekendowym biesiadowaniu staram się, by do śniadaniowej rozpusty dodać choć szczyptę zdrowia. Bo to co zdrowe może być też obłędnie pyszne. Tak jak dzisiejszy koktajl, który idealnie łączy super zdrowe produkty, by w rezultacie zaskoczyć słodkim, niemal deserowym smakiem. 


Koktajl jaglany z burakiem i jabłkiem

1/2 szklanki ugotowanej kaszy jaglanej
2 małe, podłużne, upieczone ze skórką buraki
1 jabłko
1 szklanka mleka kokosowego
ziarenka granatu

Buraki obierz. Jabłko umyj i podziej na ćwiartki, usuń gniazdo nasienne. Buraki, jabłko, kaszę i mleko zmiksuj na kremowy koktajl. W razie potrzeby dopraw go miodem (dla mnie naturalna słodycz buraków, jabłek i kaszy zupełnie wystarczy). 
Koktajl udekoruj ziarenkami granatu.

Smacznego!

25 października 2014

Polik wołowy i tłuczona dynia z wędzoną papryką

Choć sama nie jestem zwolenniczką ślepego podążania za kierunkami wytyczanymi przez branżowe czasopisma i nie aplikuję w swojej kuchni każdej modnej nowinki to jakby nie patrzeć podoba mi się powszechnie panująca moda na gotowanie. Cieszy mnie dostępność świeżej kolendry w budce na placu, możliwość wyboru sposobu parzenia kawy w nowej kawiarni pod domem, przystępna cenowo karta win w małej restauracji z domową kuchnią, która wcale nie powstała w ścisłym centrum miasta, cotygodniowy targ śniadaniowy... Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Co prawda jak w każdej modzie i w tej dostrzegam pewne wady ale w ostatecznym rozrachunku fakt, że ludzie zaczynają zastanawiać się nad tym, co wkładają do garnka jest bardzo budujący. Konsumenci zaczynają mówić o tym, co lubią jeść, są ciekawi skąd biorą się ich ulubione składniki, dlaczego jedne jabłka są smaczne, podczas gdy inne mają smak papieru i przede wszystkim zaczynają sięgać po nowe "modne" skłądniki. Dzięki temu do łask wróciła dynia, topinambur, wężymord, gęsie żołądki i policzki wołowe. Jak dla mnie argumentów za zupełnie wystarczy. Szczególnie, że ostatnio bardzo lubię policzki wołowe :)


Mięso policzków, by było niebiańsko miękkie i rozpływające się w ustach trzeba szybko obsmażyć na gorącym tłuszczu, a potem długo dusić. To, co potem trafi do garnka z policzkami, zdefiniuje gotowe danie. Jeśli policzki podlać czerwonym, wytrawnym winem, a do tego dorzucić garść maleńkich cebulek, trochę warzyw korzeniowych i pieczarek rezultat będzie przypominał boeuf bourguignon. Gdy zamiast wina doda się porto danie nabierze subtelnej słodyczy, natomiast policzki duszone w słodkim sosie sojowym z imbirem, czosnkiem i anyżem nabiorą orientalnego charakteru. Możliwości jest na prawdę wiele. Ja dzisiaj proponuję policzki w sosie własnym z porto i odrobiną pomidorów, do którego idealnie pasuje utłuczona z masłem dynia, koniecznie wzmocniona szczyptą wędzonej papryki. 


Policzki wołowe z tłuczoną dynią z wędzoną papryką
4 porcje

POLICZKI:

2 policzki wołowe
1 szalotka
1 ząbek czosnku
1 łodyga selera naciowego
3 łyżki passaty pomidorowej (lub pomidorów z puszki)
150 ml porto lub marsali
3 łyżki oleju rzepakowego
sól
świeżo mielony, czarny pieprz
bulion lub woda

DYNIA:

około 2 szklanki pokrojonej w kostkę dyni (użyłam piżmowej)
1 łyżka masła
1/2 łyżeczki słodkiej, wędzonej papryki
sól

Każdy policzek przekrój na pół. Rozgrzej mocno tłuszcz i szybko obsmaż na nim mięso na rumiano z każdej strony. Dorzuć posiekaną cebulkę, czosnek oraz seler i smaż razem jeszcze 2 minuty. Wlej wino, a gdy się zagotuje dodaj pomidory, posól i popieprz, zmniejsz ogień i duś na wolnym ogniu, aż mięso będzie rozpadało się pod naciskiem. Potrwa to około 2-2 1/2 godziny. W trakcie duszenia pilnuj, by sos całkowicie nie odparował i w razie potrzeby podlewaj policzki bulionem lub wodą. Przed podaniem sos przytrzyj przez sito.

Dynię podsmaż na maśle 2-3 minuty. Dodaj szczyptę soli i tylko tyle wody, by przykrywała dynię. Dynię gotuj na wolnym ogniu do miękkości. Na koniec kiedy, dynia będzie ugotowana, a woda prawie całkiem odparuje, rozgnieć ją tłuczkiem do ziemniaków i dopraw wędzoną papryką.

Smacznego!

23 października 2014

Jesienne, jaglane racuszki z dynią (bezglutenowe, bez nabiału)

Od czasu kiedy przytaszczyłam do domu pierwszą dynię minęło kilka jesieni. Najpierw gotowałam z nich głównie zupy, potem przeskoczyłam na puree i zaczęłam dynie piec, a kiedy poinstruowana przez zaprzyjaźnionego Pana z Placu Na Stawach obkupiłam się w dynie piżmowe i moje ukochane hokkaido, zaczęłam praktykować w domu coroczne, dyniowe święta. Święta trwają dosyć długo, bo kiedy się dobrze rozpędzę i zakupię tyle dyń ile wlezie (do garażu :)) to czasem wystarcza mi ich do Nowego Roku. 

Z dyni zrobię wszystko, owsiankę, racuchy, ciasteczka, tarty, serniki, brownie, zupy, puree, kluseczki, knedle, ravioli, pierożki, gulasze, placuszki, makarony itd. Możliwości są nieskończone. Każdej jesieni, bez wyjątku, robię też masło dyniowe albo po prostu bezsmakowe puree, które służy mi potem jako baza do dalszych eksperymentów. Pamiętacie dyniowe, korzenne latte? No właśnie, dynię w postaci aromatycznego puree można upchnąć nawet w kawie :)


Dziś pozostając w klimacie słodkości proponuję dyniowe puree wykorzystać do jaglanych pankejków. Placuszki są dosyć kruche i nie tak puszyste jak klasyczne racuchy, dlatego najlepiej smakują tuż po usmażeniu. Najlepsze są posypane cukrem pudrem lub posmarowane cienką warstwą konfitury z czarnej porzeczki z cynamonem. Pycha!



Dyniowe racuchy jaglane
8 racuchów

1/2 szklanki korzennego puree z dyni (poradę jak je zrobić znajdziesz TU)
2/3 szklanki płatków jaglanych (lub owsianych, możesz też użyć ugotowanej na sypko jaglanki)
2 łyżki gęstego mleka kokosowego
1 jajko
1 łyżka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżki cukru
szczypta soli
olej roślinny do smażenia (używam kokosowego)
cukier puder, syrop klonowy lub konfitura z czarnej porzeczki do podania

Puree z dyni, jajko, cukier, sól, płatki i mleko zmiksuj blenderem na gładki krem. Delikatnie wmieszaj mąkę ziemniaczaną i proszek do pieczenia. Smaż niewielkie racuszki na rozgrzanym oleju. Przed podaniem odsącz je z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku. 

Podawaj ciepłe, posypane cukrem pudrem lub polane syropem klonowym. Świetnie smakują też z cynamonową konfiturą z czarnej porzeczki.

Smacznego!

22 października 2014

Restaurant Gordon Ramsay

Po pełnym emocji i wspomnień, niedzielnym odcinku programu MasterChef długo przeglądałam zdjęcia, odtwarzając minuta po minucie wszystkie wrażenia z tego wspaniałego dnia. Na pewno zostanie on ze mną na zawsze, zajmując sporo miejsca w mojej magicznej skrzyni ze wspomnieniami. Będę do niego wracać bardzo często, ot tak dla przyjemności :)

Z taką samą częstotliwością, z poczuciem pełnego hedonizmu, będę przeglądać pięknie oprawione, pamiątkowe menu, które dostaliśmy na zakończenie wizyty w trzygwiazdkowej Restaurant Gorgon Ramsay. I ilekroć będę przebiegać wzrokiem kolejne jego pozycje, za każdym razem przeniosę się w krainę wypełnioną idealnie skomponowanymi smakami.


Restauracja Gordon Ramsay funkcjonuje od 1998 roku, natomiast od roku 2001 utrzymuje trzy  najsłynniejsze w kulinarnym świecie gwiazdki. Od 2007 szefową kuchni jest Clare Smyth, pierwsza kobieta w Wielkiej Brytanii, która szefuje w trzygwiazdkowej restauracji i która do tej pory żadnej z nich nie straciła! Clare miałam okazję poznać po kolacji, na którą zostaliśmy zaproszeni i samo porównanie mnie do niej przez Gordona, rodzi we mnie wiarę, że jeśli tylko będę ciężko pracować, być może kiedyś sama będę tworzyć tak wspaniałe, wyjątkowe dania.

Restauracja Gordon Ramsay mieści się w niewielkiej kamienicy w przepięknej dzielnicy Londynu, Chelsea. Kameralne, urządzone z wyczuciem wnętrze, zaprasza do niespiesznego delektowania się wyśmienitą kuchnią.

Podczas naszego pobytu, wszystkie 14 stolików zajmowali goście, tocząc spokojne rozmowy w miłym towarzystwie. My sami czuliśmy się wyjątkowo, nie tylko przez wzgląd na samo miejsce, ale też dlatego, że każda osoba z załogi, wiedziała na czyje zaproszenie jesteśmy w Londynie i wszyscy, którzy podchodzili do naszego stolika gratulowali mi wyróżnienia. Muszę przyznać, że było to bardzo, bardzo miłe. A kiedy już zaczął się kulinarny spektakl po prostu rozpłynęłam się z zachwytu!

Na początek dostaliśmy amuse-bouche w postaci consomme z pomidorów z kropelką najbardziej bazyliowego pesto, słodkim pomidorkiem i kawałeczkiem pysznego ogórko-melona. Przezroczysty płyn, przesycony aromatem najlepszych pomidorów, chrupiące warzywa i aromatyczne zioła zrobiły na nas niesamowite wrażenie już na samym początku. Nie do końca zdążyliśmy się nim nacieszyć, a na stole czekało już mięciutkie skrzydełko, zanurzone w dymie z prażonych migdałów, zamknięte w szklanej menzurce. Nabite na srebrny szpikulec wyglądało tak tajemniczo i pięknie, że jedynie ogromna chęć spróbowania tego arcydzieła skłoniła mnie do odsunięcia nakrętki i uwolnienia aromatycznego dymu! Spektakl zaczął się magicznie!

Czekając w zachwycie na przystawkę otrzymaliśmy pieczywo, solone masełko oraz maleńkie, serowe ptysie. Irlandzki chleb o słodko-kwaśnym smaku, zbity i wilgotny zapamiętam do końca życia i jeśli tylko w końcu zdobędę się na odwagę, by zająć się domowym wypiekiem pieczywa, stanie się on dla mnie ideałem, którego osiągnięcie będzie moim celem.

Na przystawkę podano nam foie gras. Każde z nas otrzymało ten wyjątkowy przysmak podany w inny sposób. Na moim talerzu, pięknie zaprezentowano pasztet strasburski z cieniutką warstwą galaretki z porto, z kawałeczkiem wędzonej kaczki oraz zielonym jabłuszkiem, rzepą i rukwią wodną. M otrzymał natomiast najlepsze foie gras jakie kiedykolwiek jadliśmy. Smażonym kawałkom wątróbki towarzyszył wyjątkowy, przepyszny, słodki sos z migdałów, dzięki któremu trudno mi sobie wyobrazić lepsze towarzystwo dla foie gras.


Chwilę później na nasz stolik trafiły owoce morza. U mnie były to smażone przegrzebki z jabłkami, orzechami, selerem i emulsją z cydru, u M najpyszniejsze raviolo z homarem, łososiem i langustynką, perfekcyjnie skomponowane z velouté ze szczawiku zajęczego. Przepyszne!


W następnej kolejności przyniesiono nam ryby. Ja otrzymałam filet halibuta na kuskusie z kalafiora z bulionem aromatyzowanym bratkiem, różą i marokańskim (ach! och!) ras el hanout, podczas gdy na talerzu M czekał  sea bass z fasolką, zanurzony w bulionie z małży i wodorostów z nutką lubczyku.


Kiedy przyszła kolej na danie główne byliśmy już w kulinarnym siódmym niebie i trudno było nam wyobrazić sobie coś smaczniejszego niż dotychczasowe pozycje. I znowu zostaliśmy dosłownie zwaleni z nóg. Moja jagnięcina a la francuskie navarin, podana na trzy sposoby: kotlecik, duszona goleń i konfitowana łopatka z jesiennymi warzywami i sosem własnym znów okazała się najlepiej przyrządzoną jagnięciną jakiej kiedykolwiek próbowałam. Identycznie rzecz się miała z daniem M, który otrzymał pieczonego gołębia z foie gras, fenkułem, figą i słodką kukurydzą, aromatyzowanego subtelną nutką lawendy. Obydwa dania zgodnie okrzyknęliśmy Kulinarnym Arcydziełem.


Po tak bajecznej degustacji, czekała na nas deska wyśmienitych serów, z których francuski Epoisses  dożywotnio zdobył nasze kubki smakowe!


Gdy nacieszyliśmy się już deską serów, na stoliku pojawiły się dwa niewielkie, zmrożone, parujące moździerze, w których skruszyliśmy zamrożone listki werbeny, mięty i tajemniczego zioła, w terminologii zielarskiej zwanego krwiściągiem, charakteryzującego się subtelnym, ogórkowym smakiem. Do rozdrobnionych ziół dodaliśmy ogórkowy sorbet, który dzięki ziołom zyskał orzeźwiającego, cytrusowego aromatu.


Po magicznym wstępie przyszła kolej na właściwy deser, który zachwycił nas intrygującą kompozycją smaków, zapachów i struktur. Moje chrupiące, czekoladowe cygaro, pachniało dymem, a gorzka czekolada skrywała w sobie delikatnie słodki, kremowy mus. Wszystko razem z galaretką z czerwonych pomarańczy oraz kardamonowymi lodami tworzyło idealną, deserową kombinację. Z kolei deser M składał się z lekkiego jak puch parfait, które smakowało jak idealnie skomponowana lemoniada, któremu towarzyszył karmelowy, chrupiący krążek z wyraźnie wyczuwalną nutką miodu oraz lody z owczego jogurtu.


Na koniec skosztowaliśmy jeszcze przepysznych, świeżych, truskawkowych lodów, skrytych w postaci pralinki pod chrupiącą skorupką białej czekolady, delikatnej pralinki z solonym masłem orzechowym oraz najsubtelniejszego różanego rachatłukum jakie kiedykolwiek smakowałam. Wybitne!


Muszę też wspomnieć, że do każdego dania, główny sommelier restauracji, przesympatyczny Jan dobierał dla nas inne wino, za każdym razem zaskakując nas tak, że razem z M, zgodnie stwierdziliśmy, iż na pewno jedna z cennych gwiazdek została przyznana restauracji za genialne dopasowanie wina do posiłku.

Po wspaniałej degustacji zostaliśmy zaproszeni do kuchni, która zajmuje cztery razy większą powierzchnię niż sala dla gości (tak!), gdzie miałam okazję zamienić kilka zdań z szefową kuchni Clare. Marzę, żeby kiedyś wspiąć się na taki poziom kulinarnej sztuki jak Clare, a jedyna ku temu droga to gotować, gotować i jeszcze raz gotować! No i oczywiście jeść :)

W sumie na Royal Hospital Road spędziliśmy cztery, wyjątkowe godziny. Posmakowaliśmy wyśmienitej kuchni i wspaniałych win. Poznaliśmy przemiłych ludzi, którzy wspaniale nas ugościli. Było to dla nas tak wspaniałe przeżycie, że postanowiliśmy, iż koniecznie jeszcze kiedyś odwiedzimy Restaurant Gordon Ramsay. Wszak niebiańskich przyjemności nigdy dość!

18 października 2014

Dobry hummus na dobry początek

Z wypiekami na twarzy wyczekiwałam rozpoczęcia tegorocznego Festiwalu Dyni u Bei. Gromadziłam przepisy, zdjęcia, no i oczywiście dynie: ulubione, dobre na każdą okazję hokkaido, dynie piżmowe, dynie olbrzymie i takie, które pod piękną, jakby oszronioną, zieloną skórką chowają najbardziej pomarańczowy miąższ. W planach mam też wycieczkę do jednej z podkrakowskich farm dyniowych ale póki co, bazuję na świetnie w dynie zaopatrzonym Placu Na Stawach.


Przepis, który wybrałam na dzisiejsze, festiwalowe otwarcie jest bardzo jesienny, bardzo dyniowy i bardzo mój. To sycący, pożywny, cudnie żółty od upieczonej dyni hummus, po mojemu, mocno doprawiony uprażonym kuminem. Przepyszny!


Kilo tegoż dyniowego hummusu przygotowałam ostatnio dla Magdy na Stragan Ekologiczny i ponoć miał niezłe branie, co niezmiernie mnie cieszy :) Mam już kolejne zamówienie :) Tak duży popyt na to pyszne smarowidło budzi u mnie poczucie, że misja zaznajamiania z hummusem społeczeństwa jest też moim udziałem. 


HUMMUS Z PIECZONĄ DYNIĄ I KUMINEM

1 szklanka ugotowanej ciecierzycy (zachowaj też wodę z gotowania)
6 plastrów dyni (u mnie hokkaido)
3 łyżki tahiny (u mnie domowa tahina z prażonego sezamu)
1 ząbek czosnku
sok z 1/2 cytryny
1 łyżeczka ziaren kuminu
1/4 szklanki oliwy
oliwa do pieczenia lub olej rzepakowy
sól
świeżo mielony, czarny pieprz

Plastry dyni posmaruj oliwą do smażenia lub olejem rzepakowym, dopraw solą i pieprzem. Piecz 20-30 minut w piekarniku rozgrzanym do 180ºC.
Kumin upraż na suchej patelni i utrzyj w moździerzu.
Wszystkie składniki zmiksuj na pastę, konsystencję reguluj dolewając wody z gotowania cieciorki.

17 października 2014

Najlepsze nóżki na świecie. Kacze, konfitowane.

Confit de canard, konfitowana kaczka to jeden z najsmaczniejszych sposobów na kacze mięso jakie do tej pory poznałam. Uwielbiam tradycyjnie pieczoną kaczkę z pomarańczami albo z jabłkami i żurawiną, za przyrządzone na różowo, piersi kaczki z aromatycznym sosem śliwkowym dałabym się pokroić ale są dni, kiedy to konfitowane kacze nóżki potrafią pobić wymienione wyżej potrawy w przedbiegach. 


Za konfitowanie kaczki zabieram się zazwyczaj późną jesienią, by potem, gdy tylko przyjdzie mi  na nie ochota, wygrzebać delikatne mięso, zanurzone w gęsim smalcu i przygotowywać z niego najróżniejsze potrawy. Dodam, że od ostatniej jesieni w gęsim tłuszczu przechowuję nie tylko kacze udka ale też i piersi. Podpieczone, konfitowane mięso podaję potem z usmażonym na różowo kaczym filetem, tworząc zaskakującą kompozycję kaczki, podanej na dwa sposoby. Udka często piekę, by blada skórka stała się chrupiąca i podaję klasycznie z duszoną czerwoną kapustą albo rozdrabniam mięso i dodaję do zimowych sałatek razem z korzennymi śliwkami w occie. Możliwości jest mnóstwo. Ja w tym roku obiecałam sobie dodać konfitowane nóżki do rilletes i choć raz zrobić prawdziwe langwedockie cassoulet! 


Konfitowana kaczka (filet i udka)

4 kacze udka
2 piersi z kaczki
2 łyżki suszonego czosnku niedźwiedziego
1 łyżeczka ziaren jałowca uprażonych i utartych w moździeżu
5 łyżek soli morskiej gruboziarnistej
2 listki laurowe
5 kulek ziela angielskiego
8-10 kulek czarnego pieprzu
1 główka czosnku
ok. 2-3 l kaczego lub gęsiego smalcu (w ostateczności można użyć smalcu wieprzowego)*

* Ja kupuję w sklepie zamrożony gęsi tłuszcz i powoli wytapiam z niego smalec. Taki gęsi smalec służy mi nie tylko do konfitowania. Używam go do pieczenia i smażenia różnego rodzaju mięsa albo zapiekam z nim ziemniaki, które dzięki temu nabierają wspaniałego aromatu.

ETAP 1

Kacze udka i filety natrzyj dokładnie solą, czosnkiem niedźwiedzim i zmielonymi ziarnami jałowca. Zawiń w folię i odstaw do lodówki na 1-2 doby.
 
Etap ma na celu wyciągnięcie z mięsa jak najwięcej soków.

ETAP 2

Kacze mięso umyj i dokładnie wytrzyj papierowym ręcznikiem. 
Gęsi lub kaczy smalec powoli rozpuść w dużym garnku, a kiedy zrobi się gorący dodaj przyprawy, przeciętą w poprzek główkę czosnku oraz udka i filety. Pamiętaj, że tłuszcz musi dokładnie je przykrywać. Na wolnym ogniu podgrzej mięso w tłuszczu i gotuj na minimalnym ogniu przez około 3 godziny do momentu, w którym mięso będzie łatwo odchodzić od kości. Wtedy wyjmij udka i filety i ułóż je w naczyniu, w którym będziesz je przechowywać. 

Tłuszcz podgrzej mocniej i odstaw na chwilę, by na dnie wyraźnie osiadły kawałki mięsa i pozostałe soki. Powoli zlej smalec, przecedź go przez sito i zalej nim mięso. Gdy tłuszcz ostygnie, wstaw naczynie do lodówki. 

Mięso możesz jeść od razu ale najlepsze staje się po tygodniu leżakowania. 
Mięso musi być dokładnie przykryte tłuszczem tak, by nie miało kontaktu z powietrzem. W taki sposób możesz je przechowywać do 6 miesięcy. 

9 października 2014

Jak jeść deser na śniadanie?

Śniadaniowe desery praktykuję równie często, co owsiankę. Wiosną zapiekam rabarbar i truskawki pod kruszonką, a żeby bardziej odpowiadała porze posiłku, przygotowuję ją z mielonych orzechów i płatków owsianych. Latem pod owsianą kruszonkę trafiają inne sezonowe owoce w najróżniejszych połączeniach, eksperymentalnie doprawione ziołami z balkonu, a kiedy mam chęć na prawdziwe, poranne łasuchowanie robię sobie po prostu śniadaniową, zdrową mrożoną czekoladę. Często  też zapiekam same owoce z limoncello albo octem balsamicznym i jem posypane uprażonymi migdałami z gęstym jogurtem. A jesienią i zimą najbardziej lubię śniadaniowe szarlotki. Kiedy więc u Bei podpatrzyłam przepis na jesienny deser, nie zastanawiając się długo przygotowałam go na śniadanie. 


PIECZONE JESIENNE OWOCE Z DOMOWĄ POMARAŃCZÓWKĄ
przepis od Bei z moimi zmianami

4 figi
garść różowych winogron (użyłam drobnych, aromatycznych, krajowych owoców)
garść węgierek
1 łyżka miodu
100 ml domowej pomarańczówki (w oryginale limoncello)
skórka otarta z 1 pomarańczy
2 łyżki płatków migdałów
jogurt naturalny do podania (w oryginale creme fraiche)

Figi przekrój na ćwiartki. Śliwki wypestkuj i podziel na połówki. Rozłóż wszystkie owoce w naczyniu do zapiekania. Miód wymieszaj z pomarańczówką i skórką z pomarańczy. Mieszanką zalej owoce. Wstaw naczynie z owocami na 20 minut do piekarnika rozgrzanego do 180ºC. Gorące owoce podawaj posypane uprażonymi płatkami migdałów z łyżką jogurtu naturalnego (świetnie sprawdzi się w tej roli także labneh).

6 października 2014

Tamaryndowiec w perskiej potrawce z dynią i soczewicą

We wczorajszym odcinku programu MasterChef zmierzyliśmy się z nie lada zadaniem, co świetnie widać było po naszych, zdziwionych minach. Większość z nas jeszcze przed podniesieniem tajemniczych skrzynek wyczuła pismo nosem, a wdychanie zapachów dobywających się spod skrzynek i towarzyszące mu przewracanie oczami wyglądało doprawdy przezabawnie. Pamiętam, że mnie bardzo ucieszył durian oraz chlebowiec chempedak, które ubóstwiam i zajadam się nimi do granic możliwości, za każdym razem kiedy odwiedzam Azję południowo-wschodnią. Po minucie radości doznałam jednak chłodnego otrzeźwienia. Nie miałam bladego pojęcia, co z tak pysznego duriana i chempadaka można ugotować. Ostatecznie owoce skonsumowałam na surowo, tak jak lubię najbardziej, a danie, przygotowałam z innych produktów. Gdyby więc wpadł wam do głowy szalony pomysł, by je odtworzyć (było całkiem smaczne) albo gdybyście całkiem przypadkiem mieli w lodówce garść ukwiałów, korzeń kolokazji, żeń-szeń i pęczek fasolnika chińskiego to przepis na makaron, który przygotowałam w tej konkurencji znajdziecie klikając TU


Dzisiaj idąc tropem dziwnie brzmiących produktów, orientalnego pochodzenia zapraszam na przepyszne, sycące danie rodem z aromatycznej Persji. Kuchnię bliskowschodnią, arabską i indyjską kocham miłością wielką i dozgonną. Choć w swojej, nie tak krótkiej przecież, kulinarnej karierze, przechodziłam fascynacje różnymi, bardziej lub mniej egzotycznymi regionami kulinarnymi, kuchnia północnej Afryki, Bliskiego Wschodu, dawnej Persji i północnych Indii wciąż inspiruje mnie do nowych poszukiwań. Przepis podaję dzisiaj, bo można w nim wykorzystać pastę z tamaryndowca, która była jednym z dziwnych składników, które znaleźliśmy w tajemniczych skrzynkach. Ja do swojego dania wykorzystałam suszone owoce, które przywiozłam na początku roku z Indii ale klasyczna pasta z tamaryndowca sprawdzi się tu równie dobrze. Danie jest dosyć słodkie, aromatyczne i bardzo rozgrzewające. Świetnie smakuje z kawałkiem bagietki albo brązowym ryżem, choć podane obok pieczonego łososia, zamarynowanego uprzednio w harissie, smakuje równie dobrze. 



Aromatyczna potrawka z dynią, soczewicą i tamaryndowcem
danie przygotowane po lekturze książki "Persiana" Sabriny Ghayour

1/2 dyni hokkaido
3/4 szklanki czerwonej soczewicy
1 1/2 szklanki passaty pomidorowej
1 cebula
1 kawałek kory cynamonu 
1 łyżeczka ziaren kuminu, zmielonych lub utłuczonych w moździeżu
1 łyżeczka mielonej kurkumy
2 łyżki pasty tamaryndowej
1 łyżka miodu
2 łyżki oleju roślinnego
sok z cytryny
sól
świeżo mielony czarny pieprz
natka pietruszki lub/i świeża mięta do podania

Soczewicę zalej wodą. Na rozgrzanym oleju podduś posiekaną cebulkę, dodaj przyprawy i duś razem, aż zaczną pachnieć. Dodaj pokrojoną w kostkę dynię, zwiększ ogień i podsmaż dynię chwilę razem z cebulą i przyprawami. Dodaj pastę z tamaryndowca, miód i passatę pomidorową, dopraw całość solą i pieprzem i zagotuj. Odlej wodę, w której moczyła się soczewica, przepłucz ziarna raz jeszcze i dodaj je do garnka z dynią. Dolej szklankę wody i gotuj na wolnym ogniu do momentu kiedy soczewica i dynia będą ugotowane. W razie potrzeby podlej potrawkę dodatkową ilością wody.  Całość dopraw do smaku sokiem z cytryny. Danie podawaj gorące, posypane posiekana natką lub/i miętą jako danie główne lub jako dodatek do pieczonej lub grilowanej ryby, marynowanej w harissie.

1 października 2014

Jesienny, pikantny hummus z pieczoną papryką



Mój Kulinarny Świat staram się wzbogacać tak często, jak to tylko możliwe. Lubię poranną lekturę listy czytelniczej na bloggerze, z której zawsze wysupłuję jakieś nowe rozwiązania, pomysły na połączenia, które urzekają mnie od razu albo na kompozycje składników, których nigdy nie próbowałam. Lubię zapomnieć się z nową książką kulinarną i zaczytywać się w historiach przyrządzania bakłażanów w różnych regionach świata albo zaznaczać przepisy, do których na pewno zechcę powrócić. 

Wszystko to, powoduje czasem, że wychodząc do ludzi zapominam, że fakt, iż jestem szaleńczo rozkochana w kuchni nie czyni wszystkich wokół podobnymi. Dziwię się więc znajomym, którzy nie traktują sernika z dynią jak jesiennego, cukierniczego standardu, nie próbowali hummusu, nie słyszeli o kafirze, a woda różana kojarzy się im jedynie z perfumerią. W takich sytuacjach po chwili autentycznego zdziwienia, szybko otrząsam się ze smakowitego rozmarzenia i zapowiadam tymże znajomym kulinarną edukację. 


Żeby nie być gołosłowną, na wczorajszy wieczór w miłym towarzystwie, w ramach szerzenia w narodzie miłości do hummusu, przygotowałam dwie miski tej pysznej pasty. Jedną w wersji tradycyjnej z odrobiną za'ataru, a drugą z harissą i pieczoną papryką. Towarzystwo jednogłośnie wybrało wersję numer dwa, na którą przepisem dzielę się niezwłocznie.


HUMMUS Z HARISSĄ I PIECZONĄ PAPRYKĄ

1 1/2 szklanki ugotowanej ciecierzycy (jeśli używasz ciecierzycy z puszki, dokładnie ją przepłucz, w  puszkowej zalewie znajdują się konserwanty)
1 czerwona papryka, upieczona i obrana ze skóry
1 ząbek czosnku
1 łyżka harissy
2 kopiaste łyżki tahiny (używam domowej)
sok z 1/2 cytryny
4 łyżki oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia
sól
woda z gotowania cieciorki (jeśli używasz cieciorki z puszki dodaj do hummusu wody mineralnej)

Wszystkie składniki zmiksuj blenderem na kremową pastę. Jej konsystencję dostosuj do swoich upodobań, dolewając odpowiednią ilość wody z gotowania cieciorki.

Hummus podawaj z pieczywem, skropiony dobrą oliwą z oliwek.

Smacznego!