21 lutego 2014

Święte Indie

Każdy mijający dzień utwierdza mnie w przekonaniu, że aby spróbować wszystkiego, co Indie mają do zaoferowania, może zabraknąć czasu przewidzianego w wizie turystycznej. Zostało nam jeszcze kilka dni i sporo miejsc do zobaczenia. Postanowiliśmy skrócić trochę leniwy odpoczynek na Goa, żeby zobaczyć słynne świątynie wykute w skałach w Ellorze. Odbędzie sie to kosztem szesnastogodzinnej podróży autobusem, wątpliwa to przyjemność, wiem, ale co tam, raz się żyje. Poza tym raczej nie bedziemy mieli okazji zobaczyć Ellory innym razem. Nawet jeśli wrócimy do Indii, co nieszybko się wydarzy, biorąc pod uwagę fakt, że tak wiele jeszcze miejsc na świecie warto by odwiedzić, to na pewno nie bedziemy dublować tegorocznego szlaku. Po wizycie w Ellorze zostaną nam jeszcze dwa dni w Bombaju i wyprawa dobiegnie końca. Szkoda. Póki co, korzystając z wolnej chwili, krótko zreferuję wizytę Waranasi i Puszkarze.

Obydwa miasta łączy ich święty dla Hinduistów charakter. Są celem pielgrzymów z całych Indii, a także rzeszy turystów, chętnych bliżej poznać obyczaje tej egzotycznej dla nas religii. Różnią się celem pielgrzymowania, a w związku z tym po części też atmosferą.

Puszkar jest maleńkim, kameralnym miasteczkiem, otoczonym wzgórzami, położonym nad miniaturowymi jeziorem (M nazwał je zabetoniowaną sadzawką, jednak nawet jego sceptycyzm rozpłynął się w promieniach zachodzącego słońca). Ciekawostką jest, że w wodach tego właśnie jeziora spoczęły prochy Gandhiego. Fakt ten nie jest jednak głównym celem pielgrzymek. Hindusi oraz Sikhowie przyjeżdżają tu obmyć się w świętej wodzie i oddać hołd bogu-stworzycielowi, Brahmie. Nie jestem specjalistą od hinduizmu ale o ile dobrze zrozumiałam bóstwo, o którym mowa plasuje się dosyć wysoko w hinduistycznym panteonie. Ponadto tutejsza świątynia Brahmy jest jedynym takim przybytkiem w całych Indiach, toteż o każdej porze dnia jest się tu świadkiem dziękczynnych i błagalnych obrzadków. Dobrze jest przysiąść gdzieś z boku i poobserwować zwyczaje pielgrzymów albo po prostu usiąść wsród kobiet, zgromadzonych przed obliczem bóstwa, śpiewających radosne pieśni ku jego chwale. To na prawdę ciekawe doświadczenie, po kilku minutach jest się już częścią wspólnoty, dzieci siadają bez skrępowania na twoich kolanach, a ja często w takich sytuacjach dostawałam kulkę poświęconego ciasta, którego niestety nie odważyłam się spałaszować, jak robili to częstujący mnie pielgrzymi.

Jeśli chodzi o podróżników to znajdują tu chyba swoistą przystań, spokojną i wyciszoną na tle tłocznych radżastańskich miast. Przyjeżdżają tu zrelaksować się, odpocząć od miejskiego hałasu, poczytać książkę, siedząc na schodkach, któregoś z ghatów, wędrować po okolicznych wzgórzach, ćwiczyć się w jodze. 

Na tle Puszkaru, Waranasi jest zdecydowanie bardziej tłoczone i hałaśliwie. Na pewno ma na to wpływ ponad milionowa populacja, ale też cel pielgrzymek jest bardziej kontrowersyjny, co przekłada się zarówno na liczbę samych pielgrzymów jak i na rzesze turystów. 
Hindusi przyjeżdżają do Waranasi wykąpać się w wodach Gangesu, rzeki uznawanej za świętą. Rytualne kąpiele odbywają się całymi dniami w przyrzecznych ghatach (betonowych schodach, schodzących do rzeki na jej zachodnim brzegu). Nie to jednak budzi największe kontrowersje, a co za tym idzie i zainteresowanie. Największą uwagę skupiają ghaty kremacyjne, przy których odbywają się dzień i noc obrządki spalania ciał zmarłych. Hinduiści wierzą w reinkarnację, wędrówkę dusz w kolejnych wcieleniach, zależnych od karmy. Upragnione wyzwolenie z kręgu odradzania się w kolejnych życiach może zapewnić spalenie ciała zmarłego nad brzegiem świętej rzeki, co każdy, kto przyjechał do Waranasi może sobie na władne oczy obejrzeć. Co wiecej, przedsiębiorczy Hindusi oferują możliwość podziwiania płonących stosów z pokładu łodzi, których całe zastępy czekają na spragnionych wrażeń turystów. Bardziej nieuważny podróżnik, zapatrzony w to całe dosyć ponure i przygnębiające widowisko, może przez przypadek wdepnąć w ciało, owinięte w płótno i łańcuch z nagietków, pozostawione na środku ścieżki na czas układania stosu. Samej kremacji doglądają wyłącznie męscy krewni zmarłego. Oficjalnie, zakaz obecności kobiet z najbliższej rodziny zmarłego w trakcie spalania zwłok wprowadzono z obawy, by pogrążona w żałobie wdowa lub matka nie rzuciła się z rozpaczy w płomienie. Nieoficjalna wersja jest zdecydowanie bardziej przyziemna i brutalna. Rodziny zmarłych bardzo często wywierały presję na pozbawione żywiciela kobiety, by te dokonały samospalenia na stosie męża czy syna. Niejako oczekiwano takiego rozwiązania, by uwolnić pozostałych członków rodziny zmarłego od konieczności utrzymywania owdowiałej kobiety. Stosy, które już płoną robią piorunujące wrażenie, szczególnie mocne reakcje wzbudzają wystające spod kawałków drewna głowy i stopy. Przerażajace. Do tego, tuż obok toczy się zwyczajne życie. Każdy chce Ci coś sprzedać, zaprowadzić do knajpy, zaoferować pokój, a nuż zapragniesz zaopatrzyć się w pocztówkę z uwiecznionym na niej, płonacym na stosie ciałem. Całe Waranasi.

Pierwszy spacer wzdłuż Gangesu.
Targowisko przy głównej ulicy, Waranasi.
Przerwa na świeży sok z granatu w drodze na Uniwersytet, Waranasi.
Podczas gdy mama robi pranie, i rozwiesza je na schodach ghatów, by wyschło...
…synek zaczepia spacerujących i w zamian za długopis pozuje do zdjęć.
Wędrowny duchowny, sadhu, nad brzegiem świętej rzeki.
Manikarnika Ghat, największy spośród ghatów kremacyjnych nad Gangesem.
Ponurego obrazu ghatów kremacyjnych dopełniają stosy drewna zwożonego tu tonami. Potem sprzedaje się je rodzinom zmarłych.
Tymczasem nieopodal, na hałaśliwej ulicy życie toczy się swoim naturalnym rytmem. Rikszarz transportujący zakupione towary.
W Waranasi widzieliśmy chyba najwięcej riksz, na tle pozostałych odwiedzonych mast.
Male uczennice w school busie w drodze do szkoły
Kobiety w drodze z zakupów modlą się przed kapliczką jednego z bóstw pod świętym drzewem figowca.
W Waranasi codziennie powstają nowe łodzie...
…choć jest ich tu już całkiem sporo. Łódź w Waranasi jest narzędziem pracy. Rejs po Gangesie, szczególnie o zachodzie lub wschodzie słońca to obowiązkowy punkt pobytu w mieście.
Brzeg Gangesu z łodzi robi niesamowite wrażenie. Polecam!
Dla odmiany, kojące zmysły, mleczno niebieskie zabudowania wzdłuż ghatów w Puszkar.
Zachód słońca nad świętym jeziorem.
Puszkar, widoczne na zdjęciu jezioro służy do rytualnych kąpieli, choć obserwując pluskających się w nim młodzieńców odniosłam wrażenie, że poza funkcją sakralną pełni też rolę miejskiego basenu. 
Większość hoteli w Puszkarze oferuje ze swoich dachów wyjątkowy widok na miasto i okalające je wzgórza.
Puszkar nocą. M mawia, że Azja pięknieje nocą. Trudno się z tym nie zgodzić.
Po zmroku Puszkar nabiera dodatkowej magii.

3 komentarze:

  1. Magia... uwielbiam Indie, chcialabym bardzo bardzo odwiedzić ten kraj w niedalekiej przyszłosci, juz nawet zabralam sie za szczepienia :) i mam do ciebie kilka pytan, jako, ze dopiero trafilam na bloga i nie przejrzalam jeszcze wszystkiego; jesteś sama w Indiach? Zwracasz na siebie dużą uwagę miejscowych w czasie spacerów jako samotna dziewczyna? I nie miałaś problemu z wizą? Najpierw kupiłaś bilet, czy załatwiałaś wizę wysyłając skan 'rezerwacji' biletu i dopiero po otrzymaniu wizy kupowałaś bilet?
    a teraz biorę się za czytanie innych postów ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecuję skontaktować się z Tobą mailowo w weekend, prześlę kilka najważniejszych informacji, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super opowieść i piękne zdjęcia :-)

    OdpowiedzUsuń