22 października 2014

Restaurant Gordon Ramsay

Po pełnym emocji i wspomnień, niedzielnym odcinku programu MasterChef długo przeglądałam zdjęcia, odtwarzając minuta po minucie wszystkie wrażenia z tego wspaniałego dnia. Na pewno zostanie on ze mną na zawsze, zajmując sporo miejsca w mojej magicznej skrzyni ze wspomnieniami. Będę do niego wracać bardzo często, ot tak dla przyjemności :)

Z taką samą częstotliwością, z poczuciem pełnego hedonizmu, będę przeglądać pięknie oprawione, pamiątkowe menu, które dostaliśmy na zakończenie wizyty w trzygwiazdkowej Restaurant Gorgon Ramsay. I ilekroć będę przebiegać wzrokiem kolejne jego pozycje, za każdym razem przeniosę się w krainę wypełnioną idealnie skomponowanymi smakami.


Restauracja Gordon Ramsay funkcjonuje od 1998 roku, natomiast od roku 2001 utrzymuje trzy  najsłynniejsze w kulinarnym świecie gwiazdki. Od 2007 szefową kuchni jest Clare Smyth, pierwsza kobieta w Wielkiej Brytanii, która szefuje w trzygwiazdkowej restauracji i która do tej pory żadnej z nich nie straciła! Clare miałam okazję poznać po kolacji, na którą zostaliśmy zaproszeni i samo porównanie mnie do niej przez Gordona, rodzi we mnie wiarę, że jeśli tylko będę ciężko pracować, być może kiedyś sama będę tworzyć tak wspaniałe, wyjątkowe dania.

Restauracja Gordon Ramsay mieści się w niewielkiej kamienicy w przepięknej dzielnicy Londynu, Chelsea. Kameralne, urządzone z wyczuciem wnętrze, zaprasza do niespiesznego delektowania się wyśmienitą kuchnią.

Podczas naszego pobytu, wszystkie 14 stolików zajmowali goście, tocząc spokojne rozmowy w miłym towarzystwie. My sami czuliśmy się wyjątkowo, nie tylko przez wzgląd na samo miejsce, ale też dlatego, że każda osoba z załogi, wiedziała na czyje zaproszenie jesteśmy w Londynie i wszyscy, którzy podchodzili do naszego stolika gratulowali mi wyróżnienia. Muszę przyznać, że było to bardzo, bardzo miłe. A kiedy już zaczął się kulinarny spektakl po prostu rozpłynęłam się z zachwytu!

Na początek dostaliśmy amuse-bouche w postaci consomme z pomidorów z kropelką najbardziej bazyliowego pesto, słodkim pomidorkiem i kawałeczkiem pysznego ogórko-melona. Przezroczysty płyn, przesycony aromatem najlepszych pomidorów, chrupiące warzywa i aromatyczne zioła zrobiły na nas niesamowite wrażenie już na samym początku. Nie do końca zdążyliśmy się nim nacieszyć, a na stole czekało już mięciutkie skrzydełko, zanurzone w dymie z prażonych migdałów, zamknięte w szklanej menzurce. Nabite na srebrny szpikulec wyglądało tak tajemniczo i pięknie, że jedynie ogromna chęć spróbowania tego arcydzieła skłoniła mnie do odsunięcia nakrętki i uwolnienia aromatycznego dymu! Spektakl zaczął się magicznie!

Czekając w zachwycie na przystawkę otrzymaliśmy pieczywo, solone masełko oraz maleńkie, serowe ptysie. Irlandzki chleb o słodko-kwaśnym smaku, zbity i wilgotny zapamiętam do końca życia i jeśli tylko w końcu zdobędę się na odwagę, by zająć się domowym wypiekiem pieczywa, stanie się on dla mnie ideałem, którego osiągnięcie będzie moim celem.

Na przystawkę podano nam foie gras. Każde z nas otrzymało ten wyjątkowy przysmak podany w inny sposób. Na moim talerzu, pięknie zaprezentowano pasztet strasburski z cieniutką warstwą galaretki z porto, z kawałeczkiem wędzonej kaczki oraz zielonym jabłuszkiem, rzepą i rukwią wodną. M otrzymał natomiast najlepsze foie gras jakie kiedykolwiek jadliśmy. Smażonym kawałkom wątróbki towarzyszył wyjątkowy, przepyszny, słodki sos z migdałów, dzięki któremu trudno mi sobie wyobrazić lepsze towarzystwo dla foie gras.


Chwilę później na nasz stolik trafiły owoce morza. U mnie były to smażone przegrzebki z jabłkami, orzechami, selerem i emulsją z cydru, u M najpyszniejsze raviolo z homarem, łososiem i langustynką, perfekcyjnie skomponowane z velouté ze szczawiku zajęczego. Przepyszne!


W następnej kolejności przyniesiono nam ryby. Ja otrzymałam filet halibuta na kuskusie z kalafiora z bulionem aromatyzowanym bratkiem, różą i marokańskim (ach! och!) ras el hanout, podczas gdy na talerzu M czekał  sea bass z fasolką, zanurzony w bulionie z małży i wodorostów z nutką lubczyku.


Kiedy przyszła kolej na danie główne byliśmy już w kulinarnym siódmym niebie i trudno było nam wyobrazić sobie coś smaczniejszego niż dotychczasowe pozycje. I znowu zostaliśmy dosłownie zwaleni z nóg. Moja jagnięcina a la francuskie navarin, podana na trzy sposoby: kotlecik, duszona goleń i konfitowana łopatka z jesiennymi warzywami i sosem własnym znów okazała się najlepiej przyrządzoną jagnięciną jakiej kiedykolwiek próbowałam. Identycznie rzecz się miała z daniem M, który otrzymał pieczonego gołębia z foie gras, fenkułem, figą i słodką kukurydzą, aromatyzowanego subtelną nutką lawendy. Obydwa dania zgodnie okrzyknęliśmy Kulinarnym Arcydziełem.


Po tak bajecznej degustacji, czekała na nas deska wyśmienitych serów, z których francuski Epoisses  dożywotnio zdobył nasze kubki smakowe!


Gdy nacieszyliśmy się już deską serów, na stoliku pojawiły się dwa niewielkie, zmrożone, parujące moździerze, w których skruszyliśmy zamrożone listki werbeny, mięty i tajemniczego zioła, w terminologii zielarskiej zwanego krwiściągiem, charakteryzującego się subtelnym, ogórkowym smakiem. Do rozdrobnionych ziół dodaliśmy ogórkowy sorbet, który dzięki ziołom zyskał orzeźwiającego, cytrusowego aromatu.


Po magicznym wstępie przyszła kolej na właściwy deser, który zachwycił nas intrygującą kompozycją smaków, zapachów i struktur. Moje chrupiące, czekoladowe cygaro, pachniało dymem, a gorzka czekolada skrywała w sobie delikatnie słodki, kremowy mus. Wszystko razem z galaretką z czerwonych pomarańczy oraz kardamonowymi lodami tworzyło idealną, deserową kombinację. Z kolei deser M składał się z lekkiego jak puch parfait, które smakowało jak idealnie skomponowana lemoniada, któremu towarzyszył karmelowy, chrupiący krążek z wyraźnie wyczuwalną nutką miodu oraz lody z owczego jogurtu.


Na koniec skosztowaliśmy jeszcze przepysznych, świeżych, truskawkowych lodów, skrytych w postaci pralinki pod chrupiącą skorupką białej czekolady, delikatnej pralinki z solonym masłem orzechowym oraz najsubtelniejszego różanego rachatłukum jakie kiedykolwiek smakowałam. Wybitne!


Muszę też wspomnieć, że do każdego dania, główny sommelier restauracji, przesympatyczny Jan dobierał dla nas inne wino, za każdym razem zaskakując nas tak, że razem z M, zgodnie stwierdziliśmy, iż na pewno jedna z cennych gwiazdek została przyznana restauracji za genialne dopasowanie wina do posiłku.

Po wspaniałej degustacji zostaliśmy zaproszeni do kuchni, która zajmuje cztery razy większą powierzchnię niż sala dla gości (tak!), gdzie miałam okazję zamienić kilka zdań z szefową kuchni Clare. Marzę, żeby kiedyś wspiąć się na taki poziom kulinarnej sztuki jak Clare, a jedyna ku temu droga to gotować, gotować i jeszcze raz gotować! No i oczywiście jeść :)

W sumie na Royal Hospital Road spędziliśmy cztery, wyjątkowe godziny. Posmakowaliśmy wyśmienitej kuchni i wspaniałych win. Poznaliśmy przemiłych ludzi, którzy wspaniale nas ugościli. Było to dla nas tak wspaniałe przeżycie, że postanowiliśmy, iż koniecznie jeszcze kiedyś odwiedzimy Restaurant Gordon Ramsay. Wszak niebiańskich przyjemności nigdy dość!

27 komentarzy:

  1. Czekałam na ten wpis. Dziękuję! Gratuluję i ciut zazdroszczę. To co jedliście, to dla mnie sztuka... Wręcz arcydzieła... Życzę Ci spełnienia Twych marzeń w dążeniu do celu Dominiko! Już zaszłaś daleko, teraz tylko go ahead!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Amisho! I trzymam kciuki za Twoje własne marzenia i cele!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Super wpis Dominika! Mam nadzieję, że trofeum MC również trafiło w twoje ręce! I że kiedyś będziemy mieli okazje kosztować Twojego wybornego menu! Powodzenia:-))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Ja zaś mam nadzieję, że kiedyś nauczę się komponować takie wyborne menu :)

      Usuń
  3. Kibicuję Ci bardzo &&&& przesympatyczna utalentowana osóbko .

    OdpowiedzUsuń
  4. dania z najwyższej półki, zżera mnie z zazdrości, ach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ się cieszę, że przez Durszlak trafiłam na twój blog:) kibicuję ci w Masterchefie, i po ostatniej niedzieli właśnie sobie myślałam, czy już udało ci się być w Londynie u Gordona, a tu, proszę: już jest piękna relacja! A jaka piękna zastawa stołowa tam jest:)
    Pięknie się to czytało i oglądało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jadwigo, cieszę się, że podobała Ci się moja relacja! Dziękuję za kciuki!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Pani ma po prostu szczęście. I talent :) Szczerze mówiąc, nie zdziwię się, jeśli wygra Pani MasterChefa i będzie Pani pracowała w którejś z restauracji Gordona :) Życzę wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń i mam cichą nadzieję, że, jeżeli otworzy Pani własną restaurację, będę miała okazję tam zajrzeć... i zjeść :D Muszę przyznać, że nawet troszkę (czyt. BARDZO, ale cśśś) Pani zazdroszczę, też bardzo chciałabym gotować i spełniać marzenia, no, ale jestem od Pani jednak młodsza i (na razie) mało mogę... Ale 3mam kciuki za Panią i życzę wielu innych fantastycznych przygód (i proszę o relacje na blogu:)). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, aż się wzruszyłam :)
      Pamiętaj, że każdy kiedyś zaczynał! I szczerze mówiąc ja cały czas mam wrażenie, że jeszcze niewiele mogę :) szczególnie, kiedy poznaję takie osoby jak Clare Smyth, Gordon Ramsay, Michael Roux, Pani Magda, Szef Michel, Ania Starmach itd. :) Obserwując z jakim spokojem i precyzją pracują oraz smakując potraw, które przyrządzają utwierdzam się w przekonaniu, że jest jeszcze tysiąc rzeczy, których muszę i chcę (!) się jeszcze nauczyć.
      Trzymam kciuki, żebyś i Ty dbała o swój talent!
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. Ładnie się pani posługuje językiem polskim :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mi to miło słyszeć :) Zawsze miałam o sobie zdanie, że mój analityczny, matematyczno-fizyczny umysł i zdolność "lekkiego pióra" wyjątkowo nie idą w parze :)

      Usuń
  8. Trzymam kciuki za Twoją wygraną ! Nie dlatego, że studiowałyśmy na tym samym wydziale, ale dlatego, że świetnie gotujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam nadzieje, że to Pani wygra. Moja babcia i prababcia też pani kibicują. Mam jedno pytanie. Z czego są te kropki na deserze parfait?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kropelki podobne w konsystencji do rachatłukum, troszkę bardziej kremowe. Smakowały bardzo subtelnie cyrusowo-miodowo :)

      Usuń
  10. Pani Dominiko, tego bloga czyta się jak dobrą książkę, której nie nie chce się odłożyć:)
    Gratuluję wygranej...zasłużyła Pani na to, jak nikt inny w tym programie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Oby Kulinarne `Opowieści tez się tak czytało :) Dziękuję!

      Usuń
  11. Dominiko jak zaczęła się Twoja droga kulinarna? od czego? Pracowita, zdolna, skromna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę wyniosłam z domu, trochę kelnerując, a wszystko to doprawiłam podróżowaniem i oto efekt :)

      Usuń
  12. Dominiko zasłużona wygrana - bardzo się cieszę , że to właśnie Pani wygrała - młoda, zdolna ,skromna - życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mnie ogromnie zależało, żebyś wygrała, nie dość, ze najbardziej utalentowana to jeszcze najsympatyczniejsza ze wszystkich uczestników :D z całego serca gratuluję i czekam na otwarcie twojej restauracji. Moim zdaniem nie masz się nad czym zastanawiać, z takim talentem i sercem do gotowania nie pozostaje \ci nic innego;) wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo fajna relacja.Nigdy nie byłam w restauracji Grodna i pewno nie będę miała okazji, a dzięki Tobie chociaż przez chwilę miałam namiastkę tego o czym marzę :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam
    A tak z ciekawości, czy Pani wie ile kosztuje takie menu degustacyjne u Gordona ?
    Zaczynam zbierać
    Gratuluje wygranej !
    Adam Wnuk

    OdpowiedzUsuń