We wczorajszym odcinku programu MasterChef zmierzyliśmy się z nie lada zadaniem, co świetnie widać było po naszych, zdziwionych minach. Większość z nas jeszcze przed podniesieniem tajemniczych skrzynek wyczuła pismo nosem, a wdychanie zapachów dobywających się spod skrzynek i towarzyszące mu przewracanie oczami wyglądało doprawdy przezabawnie. Pamiętam, że mnie bardzo ucieszył durian oraz chlebowiec chempedak, które ubóstwiam i zajadam się nimi do granic możliwości, za każdym razem kiedy odwiedzam Azję południowo-wschodnią. Po minucie radości doznałam jednak chłodnego otrzeźwienia. Nie miałam bladego pojęcia, co z tak pysznego duriana i chempadaka można ugotować. Ostatecznie owoce skonsumowałam na surowo, tak jak lubię najbardziej, a danie, przygotowałam z innych produktów. Gdyby więc wpadł wam do głowy szalony pomysł, by je odtworzyć (było całkiem smaczne) albo gdybyście całkiem przypadkiem mieli w lodówce garść ukwiałów, korzeń kolokazji, żeń-szeń i pęczek fasolnika chińskiego to przepis na makaron, który przygotowałam w tej konkurencji znajdziecie klikając TU.
Dzisiaj idąc tropem dziwnie brzmiących produktów, orientalnego pochodzenia zapraszam na przepyszne, sycące danie rodem z aromatycznej Persji. Kuchnię bliskowschodnią, arabską i indyjską kocham miłością wielką i dozgonną. Choć w swojej, nie tak krótkiej przecież, kulinarnej karierze, przechodziłam fascynacje różnymi, bardziej lub mniej egzotycznymi regionami kulinarnymi, kuchnia północnej Afryki, Bliskiego Wschodu, dawnej Persji i północnych Indii wciąż inspiruje mnie do nowych poszukiwań. Przepis podaję dzisiaj, bo można w nim wykorzystać pastę z tamaryndowca, która była jednym z dziwnych składników, które znaleźliśmy w tajemniczych skrzynkach. Ja do swojego dania wykorzystałam suszone owoce, które przywiozłam na początku roku z Indii ale klasyczna pasta z tamaryndowca sprawdzi się tu równie dobrze. Danie jest dosyć słodkie, aromatyczne i bardzo rozgrzewające. Świetnie smakuje z kawałkiem bagietki albo brązowym ryżem, choć podane obok pieczonego łososia, zamarynowanego uprzednio w harissie, smakuje równie dobrze.
Aromatyczna potrawka z dynią, soczewicą i tamaryndowcem
danie przygotowane po lekturze książki "Persiana" Sabriny Ghayour
1/2 dyni hokkaido
3/4 szklanki czerwonej soczewicy
1 1/2 szklanki passaty pomidorowej
1 cebula
1 kawałek kory cynamonu
1 łyżeczka ziaren kuminu, zmielonych lub utłuczonych w moździeżu
1 łyżeczka mielonej kurkumy
2 łyżki pasty tamaryndowej
1 łyżka miodu
2 łyżki oleju roślinnego
sok z cytryny
sól
świeżo mielony czarny pieprz
natka pietruszki lub/i świeża mięta do podania
Soczewicę zalej wodą. Na rozgrzanym oleju podduś posiekaną cebulkę, dodaj przyprawy i duś razem, aż zaczną pachnieć. Dodaj pokrojoną w kostkę dynię, zwiększ ogień i podsmaż dynię chwilę razem z cebulą i przyprawami. Dodaj pastę z tamaryndowca, miód i passatę pomidorową, dopraw całość solą i pieprzem i zagotuj. Odlej wodę, w której moczyła się soczewica, przepłucz ziarna raz jeszcze i dodaj je do garnka z dynią. Dolej szklankę wody i gotuj na wolnym ogniu do momentu kiedy soczewica i dynia będą ugotowane. W razie potrzeby podlej potrawkę dodatkową ilością wody. Całość dopraw do smaku sokiem z cytryny. Danie podawaj gorące, posypane posiekana natką lub/i miętą jako danie główne lub jako dodatek do pieczonej lub grilowanej ryby, marynowanej w harissie.
Bardzo ciekawy i oryginalny przepis, jestem ciekawa takiego połączenia smaków.
OdpowiedzUsuń