W trakcie studiów, każda znana mi osoba, posiadała w lodówce, co najmniej jeden słoik od mamy lub od babci, zawartość którego stanowił bigos. Niektórzy przechowywali też bigos w zamrażalniku, na tak zwaną czarną godzinę. Mniej więcej w takich okolicznościach poznałam sekretny przepis, na najlepszy bigos, jaki do tamtej pory dane mi było próbować. Sekret zdradził nam (bo zainteresowanych przepisem było więcej) tata Agaty. Bigosem uraczyła mnie właśnie Agata, a opowieści o nim krążyły po akademiku. Zgodnie z krążącą legendą, bigos był powalająco dobry. Wraz z licznym towarzystwem, poprosiłam o przepis. Na powrót Agaty z domu, wyczekiwałam z niecierpliwością. Oczekując kilku zapisanych stronic, usłyszałam tylko: "Tata powiedział, żebyście sobie przeczytały Pana Tadeusza".
Od tamtej pory, choć poznałam smak tysięcy bigosów, nigdy żadnego z nich nie przygotowałam. Żaden z bigosów nie dorównywał oczywiście bigosowi legendarnemu. Póki co, bigosu nadal nie ugotuję, a to dlatego, że M zawsze po Świętach przywozi bigos od swojej mamy. I jest to jedyny, znany mi bigos, który konkurować może ze wspomnieniem bigosu taty Agaty. To bigos najlepszy. I ja się z nim nie zmierzę. Zaczekam, aż M przywiezie kolejną porcję od swojej mamy.
następnym razem jak będziesz miała bigos to zostaw mi trochę na spróbowanie.:)
OdpowiedzUsuń