Ileż ja się naczekałam zanim Monika opublikowała ten przepis! Najpierw zakochałam się w recepturze na pomarańcze w różanym syropie, które autorka opatrzyła diabelskim komentarzem. Obiecała mianowicie, że podzieli się się pomysłem na wykorzystanie samego syropu. Od tego momentu CODZIENNIE zerkałam na blog Moniki z nadzieją, że przeczytam upragniony przepis. Nie było to dla mnie nic wyjątkowego, do Moniki zaglądam zawsze, nawet jeśli nie mam w planach upieczenia blachy croissantów. Zaglądam choćby po to, by nacieszyć nimi oczy.
Wracając do mojego wyczekiwania, magicznej receptury doczekałam się po trzech miesiącach. A że był to środek lata i domowy labneh wykorzystywałam głównie w zestawieniu z morelami lub śliwkami, oczekiwanie na przepis zamieniło się w oczekiwanie na sezon cytrusowy. W końcu, rok później przepis doczekał się realizacji. I po za tym, że jest to przepis na iście bajkowe śniadanie, nie napiszę już nic więcej. Po prostu spróbujcie!
Pistacjowy labneh a'la tiramisu
źródło przepisu
proporcje na 3 pucharki
źródło przepisu
proporcje na 3 pucharki
- 400 g serka jogurtowego (jak zrobić LABNEH przeczytacie TU)
- 1/3 szklanki pistacji
- 2 łyżeczki wody z kwiatów pomarańczy
- 2 łyżki miodu
- 1/2 szklanki korzennego syropu różanego z marynowanych pomarańczy (przepis)
- małe opakowanie biszkoptów (użyłam polskich lady fingers)
- kawałek chałwy do podania (wykorzystałam chałwę z pistacjami)
Pistacje zmiksować na krem z miodem, wodą pomarańczową i serkiem. W pucharku układać na przemian biszkopty moczone szybkim ruchem w syropie różanym oraz warstwę serka pistacjowego. Należy zakończyć warstwą serka. Pucharki zawinąć w folię i odstawić do lodówki na kilka godzin. Podawać posypane rozkruszoną chałwą.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz